Nowe doświadczenie

14:41 Unknown 3 Comments

Pierwszy raz w mojej 'karierze' nie dostanę chemii w terminie. Serio, zawsze to była wina np. braku miejsca w szpitalu. Moja kariera została zachwiana przez półpaśca. I nie, to nie jest jakaś krowa co się pasie, tylko że na pół ( hehe ale śmieszne no, strasznie wiem). Tylko wstrętna choroba skóry. Nie będę opisywać, bo wygląda wstrętnie, fuj. Cwane nie boli, a trzyma mnie w domu. Na wyjazd do Warszawy się nie szykuje na razie. I tak jak zawsze odbiegam od normy, bo całą chorobe powinnam zacząć gorączką, a mi tylko jakieś bąbelki wyskoczyły. Brwi mi wypadają! Znowu kredka pójdzie w ruch, ew. Trzymały się TRZY chemie!!! To rekord. Mam mały meszek na głowie, nie pamiętam czy o tym wspominałam ale teraz trochę wyglądam jak Eminem.
 Tydzień temu doznałam nowego doświadczenia. Robiłam coś, czego nie robiłam nigdy wcześniej a zawsze skrycie chciałam spróbować. Poszłam na zajęcia teatralne. Czyli z serii 'Paulina szuka sobie jakichś zainsteresowań i talentu bo ma za duzo czasu i się nudzi'. Bardzo chciałabym się zapisać również na Zumbę. Ma łatwe kroki, jest rytmiczna i energiczna. Idealna dla mnie, bo na prawdę lubię tańczyć, tylko że kompletnie mi to nie wychodzi przez mój wrodzony brak wyczucia rytmu. Przez Władka nie mogę się ruszać  tyle, ile bym chciała ale staram się chociaż tyle, ile mogę. Stwierdziłam że najwyżej dostanę zadyszki, ale trzeba chociaż jakieś pozory tej formy zachować. Ale halo halo, kto tu przepłynął 25 basenów?! No ja przecież. Dam radę. Tylko najpierw muszę się pozbyć nowych kumpli na mojej skórze.  Wracając do kółka teatralnego. Chodzi nas tam niewielu, bo czwórka lub piątka. Pani aktorka, kazała nam zagrać podstawowe emocje. Strach, radość, złość i smutek. Ze strachem było najgorzej. Udawałam z kolegą który był ze mną w parze że jest dziadkiem kanibalem który chce mnie zjeść. Krzyknęłam jak zraniona foka kopiąc go w brzuch. Za to smutek nie tak źle mi poszedł. Zagrałam że pies mi zdechł. Próbowałam się wczuć, nie odwalić tego jak ostatnie suche drewno. Nie poszło mi tak źle, jedna dziewczyna mówiła że się popłakała. Zrobiło mi się miło, ale sama nie myślę by było aż tak dobrze! Bez przesady! Pani prowadząca zajęcia mnie pochwaliła, a mnie jak na tej drabince poczucia własnej wartości, samoocena podniosła się o jeden spróchniały szczebelek. Robiłam to pierwszy raz w życiu i byłam szczerze zdziwiona. Czasem chyba warto próbować nowych rzeczy. Trochę jak z gotowaniem. Zupy m wychodzą całkiem niezłe, gorzej z wypiekami. Moje bezcukrowe mufinki zostały wyrzucone na śmietnik, a ciasto bezglutenowe leży prawie nieruszone na blacie w kuchni. Ale czego wymagać od zdrowych słodyczy?! Ostatnio znowu odwiedziłam moją szkołę. Tym razem nie po to, by zobaczyć moją klasę. By spotkać się z wolontariuszem z fundacji Cancer Fighters. Oceniam je bardzo pozytywnie, Marek to bardzo miła osoba.  Strona fundacji jest na facebooku, zajżyjcie jest tam też moje zdjęcie w bardzo okazałej pidżamce. 
Zawsze załączam jakieś zdjęcia, a teraz nie mam żadnych ciekawych!! Jedno jest całkiem ładne, ale drugie już nie bo jestem na nim ja we własnej osobie z psem. Rozmazane, ale artystyczne!!!! 


3 komentarze:

Normalność

15:09 Unknown 2 Comments

 W domu!!! Tak długo to nie byłam, jeju. Oglądam na nowo własne miasto, mam wrażenie że dużo się pozmieniało przez te tygodnie. Tata wyremontował mi pokój, wszędzie walają się pudełka. Zaczęłam lekcje, nauczyciele znowu goszczą mój dom. Poczułam trochę normalności. Mam tak wszystko pochowane, że nie mogłam znaleść książek do zajęć. Przez pierwszy dzień byłam bez nich. Szukały ich cztery osoby, aż moja mama zaczęła wątpić czy na pewno je zamówiła, i czy się jej nie przyśniło. Pies mnie wylizał, budzi mnie o 7.00 rano miziając mi się w nogi. Nauczycielka z matematyki mnie serdecznie przywitała, wyściskała mnie mówiąc jak za mną tęskniła. Zrobiło mi się bardzo miło. Odchorowałam oparzenia, już czuję się dobrze. Mama jak zwykle mnie wyratowała. Poszła po radę do sklepu zielarskiego, i pomogli jej znajomi z pracy. Zaangażowali się by mi pomóc! Zorganizowali maści, i inne zbawienne rzeczy. Byłam w takim stanie, że przez prawie tydzień nie wychodziłam z domu. Sytuacja w tej chwili opanowana. Odwiedziłam swoją szkołę. Nauczyciele mnie bardzo ciepło przytwitali, aż się zawstydziłam. Nie powiem że tęskniłam za moją klasą, bo nie za całą, tylko za swoimi przyjaciółmi. Nie wszyscy mi nawet powiedzieli 'cześć', ale się tym nie przejęłam, bo sama nie do wszystkich się odzywam. Poszliśmy do muzeum na wystawę starych zabawek. Oglądałam stare lalki, i drewniane akscesoria. Gdy tylko je zobaczyłam, zaraz skojarzyły mi się z laleczkami Chucky z horrorów. Gdybym się nagle obudziła w środku nocy na takiej wystawie, chyba bym się zesikała ze strachu, co najmniej. Zabawki kiedyś były bardzo drogie, miały je tylko najzamożniejsze rodziny. Miały służyć nie tylko do rozrywki, ale być edukacją dla najmłodszych. Dla przykładu, lalki szykowały małe dziewczynki do roli przyszłych matek. W życiu bym tego z tym nie skojarzyła, dla mnie lalka to po prostu coś co można ubrać, ładnie uczesać i przemieniać w kogo sobie wymarzę. Patrząc na to pod kątem nauki macierzyństwa, ja nie będę dobrym rodzicem. Obcinałam moim lalkom włosy, a niektórym poodpadały ręcę. Stare lalki nie miały włosów! Dziwne, co? Ostatnie dni były świetne. Dzisiaj na działce rozłożyłam z przyjaciółką namiot. Taka zwykła rzecz a tyle zabawy! Kiedy na dworze było już zimno, my dalej w nim leżałyśmy, bo o dziwo w namiocie nie. 
Znowu nauczyłam się gotować nową potrawę! Grochówkę. Kuchara ze mnie, no. Wyszła pyszna, ten mój debiut. Miała nawet posmak prawdziwej grochówki wojskowej, dzięki magicznej wędzonej papryce. Gdybym komuś nie zdradziła z czego jest przygotowana, pomyślałby że jest z kiełbasą. Której tam nie ma ani krzty. Tak samo jest z wegańskim smalcem. Mojej cioci strasznie posmakował i poprosiła o przepis. Zrobiła go i przyniosła do pracy. Powiedziała koleżankom że to smalec ( nie powiedziała że wegański) i poprosiła by powiedziały co czują. Wszystkie były pewne że jest z mięsem! Ale kuchnia wegetariańska jest sprytna, co? 
W przyszłym tygodniu znowu wracam na cykl. Strasznie bez sensu liczą te dni na regenerację, bo od rozpoczęcia chemii, nie od zakończenia. Z racji tego dni wspędzonych w domu jest mniej. 



2 komentarze: