Pustki?

04:31 Unknown 2 Comments

Przepraszam że tak długo nie dodaję żadnej notki, ale to przez Władka.
Jestem po operacji, dostaję inną chemię i to wszystko trwa trochę dłużej...
Wracam do domu w piątek, ale możliwe że dodam wcześniej.

2 komentarze:

Coś innego?

13:02 Unknown 10 Comments

Trzy dni. Byłam trzy dni w domu.
Nigdy jeszcze nie byłam tak krótko. 
Ale spokojnie, proszę państwa! Wszystko było planowane, to nie był nagły wyjazd, co to to nie. Krótki pobyt wynikał z planowanego badania. Pani Doktor bardzo zależało by odbyło się szybko, by wiedzieli co dalej ze mną zrobić. Jak mówiłam w innej notce, (jeżeli ją przeczytałeś! A jeżeli nie, to przeczytaj teraz!) w poprzedniej klinice, powiedzieli mi że Władek mi w płucach siedzi. Ale w teraźniejszej okazało się że coś jest, ale małego, i że to nie jest zmiania nowotworowa. Tylko bliznowata. Rozumiem to tak, że coś tam siedziało, ale znikło. Zależało im, aby sprawdzić jeszcze dokładnie co to. Dlatego jutro znowu do nich zawitam, bo będą mnie cieli. Będę już czwarty raz na stole operacyjnym. Zazwyczaj spokojnie  do tego podchodzę, rozmawiam sobie z pielęgniarkami, a one mi mówią że mam ładne oczy. Z a w s z e. Pamiętam pierwszą biopsie, ( branie wycinka do badań) to akurat były początki, także nie było za fajnie. Leżę sobie na stole, (operacyjnym, nie do bilarda, tak tylko przypominam) i nagle widzę pudełko które pika. 'O, ja jak w "Na dobre i na złe' - moja reakcja. Zaraz będą ją ciąć a ta się świetnie bawi, hm? No więc pojutrze usuną mi tą 'zmianę bliznowatą'. Niestety przez to przesunie się cykl chiemioterapii...
 Ale jak już pisałam, jestem dla nich świeżynką i trochę to wszystko trwa. 
Wreszcie wysłałam artykuły na konkurs!
Tak, dopiero dzisiaj a napisałam je jakieś dwa tygodnie temu.
Ostatnio spełniłam swoje małe marzenie. Poszłam do teatru.
Pierwszym dylematem było: W co ja się ubiorę? Wyczyściłam buty, ubrałam świeżo wyprane spodnie i wygrzebałam z walizki białą bluzkę. Jakoś poszło.
Niektórzy tak się wystroili, jakby zaraz mieli odebrać Oskara. Nie chciałoby mi się tak malować, jestem zbyt leniwa. Tyle zachodu, by wyglądać jak lalka. Nie lepiej wyglądać naturalnie?
To na prawdę wygląda lepiej, a niektóre dziewczyny tego nie wiedzą.
Poszłam na spektakl o homoseksualistach.
Komedia, o moherowym berecie i geju których dzieli zaledwie cienka ściana w mieszkaniu.
Polecam się wybrać, to zupełnie co innego widzieć aktorów na ekranie, niż na żywo.
Kiedy masz artystów przed sobą.
Teatr był bez klimy, ale dało się wysiedzieć. Na pewno wybiorę się jeszcze raz. To taka fajna odmiana, teatr zawsze kojarzył mi się ze snobami. Następnym razem zapakuję sukienkę, w końcu będę miała w czym wyjść i w końcu ją założyć! Kupiłam ją prawie 2 miesiące temu a jeszcze nie miałam okazji. To moja pierwsza sukienka od komunii. Serio. 
Następna notka za tydzień, mam nadzieję.
Zawsze dodaję mniej więcej regularnie, przynajmniej się staram. Nie zostawajcie bez niczego, tylko dajcie mi komentarz. To nie rozkaz, tylko prośba. No dobra, rozkaz. Dawaj komentarz!  
A, i update. 
 Brwi i rzęsy wypadły. A już były długie i gęste!


10 komentarze:

'To co Ty jesz?'

14:48 Unknown 8 Comments

Jedną z poważnych zmian, jakie musiałam wprowadzić w związku z Władkiem, jest dieta. Zawsze wydawało mi się, że to co jemy nie ma aż takiego wpływu na nasze zdrowie i samopoczucie. A ma ogromne. W 'zdrowieniu' jest to podstawa. A przy raczysku szczególnie. Wspomniałam kiedyś, że tego nie zlecił mi lekarz. Niestety polscy specjaliści są zacofani, i ich myślenie opiera się tylko na tym, że nie ma rady na to byś szybciej wyzdrowiał, i że nie musisz tak cierpieć przy każdym cyklu. Najlepiej jakbym łykała same tabletki, chodziła do McDonalda, i zjadała słodycze by Władek miał co przekąsić. Przecież dieta nie ma żadnego związku, jak oni twierdzą. Żadnych ziół, czy preparatów wspomagających odporność. Bo to przecież wejdzie w reakcje z chemią!!! Nie rozumiem tego. Jak czasami czytam szpitalne regulaminy, to się śmieje z mamą że łamiemy większość podpunktów. Rebelka, co? Najlepsze jest to, że oni widzą efekty, i są często aż zaskoczeni. Ale w życiu się nie przyznają, że to może dzięki leczeniu niekonwencjonalnym? Ich duma na to nie pozwala. Przepraszam, nie zrozumcie mnie źle, spotkałam się z lekarzami po których widać że to co robią, wynika z pasji. To nie jest tak że nienawidzę wszystkich lekarzy w Polsce! Ja po prostu nienawidzę tego że są ślepi na inne działania, oraz że nie próbują się dokszatałcać, o innych sposobach leczenia. Mam wrażenie że nie dociera do nich że można złagodzić ten cały ból! Nie faszerować się lekami przeciwbólowymi, tylko wspomóc się naturą! Wiecie ile ja łykam? Moja mama robi zakupy w sklepie zielarskim i w internecie za ok. 2 tysięcy miesięcznie  Mam zapełnione dwa kieliszki w lekach, trzy razy dziennie, do tego dochodzą co najmniej 3 szklanki różnych preparatów wspomagających odporność. Źle to nazwałam. Nie są to wstrętne chemiczne tabletki, tylko suplementy. Do tego dochodzą jeszcze różne maści oraz kropelki. Czasem brakuje mi dnia. Jeżeli sobie dobrze nie rozplanuję czasu, siedzę i łykam do późnej godziny. Muszę wszystko zażywać  w miarę powoli, o poszczególnych porach dnia. A co do diety? Buntowałam się strasznie. To nie jest tak, że tak od razu mi wszystko smakowało. Nie wyobrażałam sobie życia bez słodyczy, i innych niedopuszczalnych obecnie rzeczy. Smaki się zmieniają, można zrobić na prawdę świetne rzeczy, tyle że się trzeba napracować. Moja mama tyle czasu spędza w kuchni, że sobie nie wyobrażacie. Staram się jej pomagać, ale ona zawsze musi dodać swoje i nie pozwoli mi zrobić czegoś sama, tylko zawsze połowę zrobi za mnie. No to czego nie jem? Wszystkiego co by mogło pomóc urosnąć Władkowi. Głodzę go na śmierć.
Moja dieta jest:
- bezglutenowa
- bezmięsna
- bezcukrowa
- bezmleczna
Gdy o tym wspominam, najczęściej pojawia się to irytujące pytanie: 'To co Ty właściwie jesz?' Ludzie nie wyobrażają sobie życia szczególnie bez mięsa i słodyczy. Moje posiłki składają się głównie z warzyw, kasz, makaronu (ale tylko na ciemnej mące lub ryżowego), czasem ryb. Od czasu do czasu dodajemy ser mozarella, bo to zawsze zdrowiej niż żółty który zakwsza organizm. Zakwaszony jak kiszony ogórek, byłby świetnym domkiem dla Władka. Często robimy sos czosnkowy, różne kremy z warzyw. Inspiracje, dosyć często, moja mama czerpie z Jadłonomi. Wejdźcie na Jej stronę, ta Pani nawet wydała książkę. To stamtąd bierzemy przepis na bulion warzywny, i zupy wychodzą pyszne. Nietłuste, i zdrowie! Nigdy nie robiłyśmy zup na mięsie.
Mięso to morderca warzyw! Zupa traci wtedy wszystkie składniki odżywcze i jest po prostu tłusta. Moje koleżanki wiedzą o o tym czego nie jem, i nie jedzą przy mnie żadnych słodyczy, lub pytają czy coś lubię, by jakby co tego nie jeść w mojej obecności.  Robią to, by mi nie zrobić przykrości. Kiedyś przyniosły mi buraki i marchewki! Zazwyczaj gdy się przychodzi do kogoś w odwiedziny, to się przynosi czekoladę, prawda? Nie w moim przypadku. Mi przyniosły buraki. Dosłownie. W paczkach od prezentów. To dlatego że piję sok z buraka, na podniesienie hemoglobinki. Przez pewien czas przynosiły mi wielkie paczki chrupków kukurydzianych. Robiły to tak często, że już nie mogę na nie patrzeć. Sytuacja zmusza do wielu poświęceń. Jeżeli chodzi o zdrowie, jestem w stanie znieść wszystko. Ono jest najważniejsze, chociaż kiedyś wydawało mi się kompletnie obojętne. To nie było tak że obżerałam się fastfoodami, czy tylko siedziałam  bez ruchu. W moim domu bardzo rzadko jadało się mięso. Moja mama wcale go nie je, nie licząc ryb. Tata jest mięsożerny, ale często zjada to co my.  Bardzo rzadko chorowałam, nie miałam żadnej opuszczonej godziny w podstawówce! Przyzwyczaiłam się że jestem zdrowa, że tak będzie zawsze i już. Ale jak widać nie. Nie wiadomo skąd to się wzięło. Może przez to że szybko dojrzałam? Dostałam wcześnie miesiączki, zawsze byłam wyższa od koleżanek. Dobra, nieważne! Obiecałam sobie że nie będę rozpamiętywać dlaczego akurat ja, i jaka jestem biedna. Pfu, zła Paulina! Koniec użalania się. To tak w skrócie o tym co jem. Macie jakieś pytanie? Zostawcie ślad po sobie, w postaci komentarza. A teraz update: BRWI I RZĘSY SIĘ TRZYMAJĄ A JUŻ TYDZIEŃ OD CHEMII!!! Całuski od Prawdziwej Hazel. 

8 komentarze:

Nowe miejsce

04:35 Unknown 6 Comments

Wczoraj wróciłam z Centrum Zdrowa Dziecka w Warszawie. Ogromny szpital, pełno korytarzy i drzwi, że można się zgubić. Każde piętro to inny oddział, nawet nie wiem, czym się każdy z osobna zajmuje, bo nie odróżniam tych medycznych określeń. Nie śmierdzi! Wcześniej gdy leczyłam się w innym mieście,  (o tym dlaczego zmieniłam klinikę to zaraz) z siłą wodospadu mój nos wyłapywał charakterystyczny zapach szpitala. Sale też całkiem ładne, świetlica, stoły, przy którym można zjeść. Wcześniej, byłam zmuszona zjeść posiłek w niewygodnej pozycji na łóżku, z braku miejsca do jedzenia.
Przyjazna atmosfera, na oddziale przyjął się zwyczaj  że wszyscy nazywają się 'ciotki'. Dobry sposób, by dzieci poczuły się swobodniej i lepiej, mimo że są w niezbyt ciekawym miejscu. Musiałam się przyzwyczaić do nowych zasad, odczekać swoje zanim została podłączona mi chemia, zrobiono mi badania. Tego samego dnia na oddział onkologiczny trafiła dziewczyna rok starsza odemnie, Marta. Miała podejrzenie choroby nowotworowej, ale jest ok i musi się tylko wstawić na badanie. Zapoznałam się z nią, i jeszcze z Olą, jej siostrą która przychodziła ją odwiedzić. Ola jest w moim wieku, więc w trójke się dogadałyśmy, i dzięki nim te pare dni w szpitalu były, nie tyle co znośne, ale fajne. Zakolegowałyśmy się na tyle, że obiecały mi, że kiedy następnym razem przyjadę to mnie odwiedzą. Zaskakujące jest to, że mimo że to szpital, tyle ciekawych  rzeczy mnie spotkało. Sytuacja wiele uczy. Dla przykładu, wreszcie miałam okazje się jakoś wykazać, w tym co najbardziej lubię robić! Pewna organizacja przygotowala konkurs dziennikarski, dla dzieci onkologicznych. Ma on na celu zająć dzieci czymś kreatywnym, żeby zapomniały o tym że są w szpitalu i złym samopoczuciu. W skrócie, trzeba opisać swój czas spędzony w szpitalu, w zabawny i ciekawy sposób. By ubarwić cały reportaż, należy dodać zdjęcia. Napisałam, i sfotografowałam. Ja jako swój najsurowszy krytyk, oceniam moją pracę za średnią, bo jeżeli chodzi o pisanie mało kiedy jestem w pełni zadawolona. Teraz wystarczy wysłać to na ich email, ale z mojego lenistwa czy też bardziej z parodniowego braku dostępu do świata, jeszcze tego nie zrobiłam. Pewnie dojdzie do tego jak już wrócę do domu, zbiorę się w sobie by usiąść do laptopa i to zrobić. Strasznie się nakręciłam na ten konkurs, ale nie nastawiam się że wygram. Słyszałam że osoby które angażują się w takie akcje, są potem zapraszane na warszataty! A to by było świetne, bo to zawsze jakiś krok w rozwoju dziennikarstwa. Matko, ale napisałam. Podczas mojego pobytu odbyły się również zajęcia pisarskie. Napisanie książki, jest trudniejsze niż mi się wydawało, jeju. Na prawde podziwiam ludzi którzy potrafią na tym zarobić. Trafić tak w temat, i jeszcze wydać kupę forsy na jej wydanie. 
To całkiem groteskowe, że dopiero jak zachorowałam, dostałam 'szanse' by jakoś spełniać swoje marzenia. Ponądź takie zajęcia są prowadzone często, właśnie pod kątem pisarskim. A dlaczego 
zmieniłam szpital? 
A to było tak. W badaniu wyszło coś na płucach. Coś, czego wcześniej nie było, jakby Władek sobie powiększył siedzisko. Przed wynikami była mowa o radioterapii (naświetlanie). Ale gdy się okazało że coś zamieszkało w płucach, odmówili przeprowadzenia tego zabiegu, ponieważ nie mogą naświetlać całego ciała. Zaczęli gadac coś o tym że będzie ciężko, i takie tam. Nie było mnie przy tej rozmowie, więc nie zdradzę szczegółów. Skoro guz się zmniejszył, jest prawie że martwy ( lub już jest dead), to jak to możliwe że doszło do przerzutów? Coś tu nie grało. Przeniosłam się do Warszawy, jestem z tego powodu zadowolona. A o poprzedniej klinice nie chcę słyszeć, im dalej od mojego lekarza tym lepiej. Ale w Centrum Zdrowia Dziecka także zrobili badania. I wiecie co? W tych płucach NIC N I E MA. Zaznaczam, że pojechałam tam zaraz po terapii w Hannoverze. Więc myślę że to też pomogło. Ja wyczuwałam że tam nic nie ma, jeju. Pani Doktor aż wyściskała nobą mamę, a ta się popłakała ze szczęścia. Same dobre wiadomości!!! Notka dodana  późno, z braku czasu i internetu. Proszę o komentarze. Tak ładnie proszę. A jak nie to nie, ale jeśli kiedykolwiek padnie Ci telefon, akurat wtedy kiedy chciałeś zadzwonić po pomoc, bo goni Cię morderca z siekierą, wiedz że to dlatego że nie skomentowałeś. Miłego dnia. 


6 komentarze: