DZIWACZNE ZAJĘCIA, ŚLEPOTA + SOS KOKOSOWY

04:20 Unknown 0 Comments

Witajcie! Moje postanowienia, by dodawać notki co tydzień burza z piorunami trafiła. Moja demotywacja brakiem wyświetleń i takie tam... Taak, typowa gadka na początku tekstu. Czas przestać się tłumaczyć, bo to bezsensowne. Właśnie siedzę sobie na mym łożu, a do mojego (zdrowego heloł,  chodź nie dla wszystkich, ale ja swoje wiem ) organizmu leci witamina C. Ta kroplówka działa jak narkotyk. W sumie, nie tylko. Chodzę przez nią jak potłuczona do toalety, chce mi się pić... Ale to JEDYNE minusy. Witamina C, a dokładniej kwas askorbinowy nie ma żadnych efektów ubocznych. Oczywiście medycyna akademicka i lekarze niewierzący w leczenie witaminowe (że to tak w skrócie ujmę) zatwardziale twierdzą, że jest szkodliwa. Uważają, że nadmiar może zaszkodzić, uszkodzić poważnie nerki. Znam Panią doktor która uważa, że naturalne środki bardzo źle zadziałały na jej pacjenta. Pewnego razu, owe dziecko trafiło na oddział na poważne powikłania. Po pytaniach lekarzy, co się działo w domu, rodzice przyznali się do stosowania suplementów. Jak można się spodziewać, w szpitalu za zły stan dziecka zostały obwinione naturalne środki. No jak to?! Chemia miałaby zaszkodzić?! Przecież to niemożliwe, ona jest idealna i tylko ona leczy, zioła wszystko to zrobiły. Nie mówię, że lekarze twierdzą że chemia nie szkodzi, to logiczne. Chodzi mi o to, że tak są zatwardziali w swoich niesamowicie błędnych, i bezpodstawnych przekonaniach o medycynie naturalnej, że wszystko zrzucają na nią co jest bzdurą. Co do nerek: owszem jest możliwe, że mogłoby się tak zdarzyć że mogłaby zaszkodzić. Ale wiecie co? To dotyczy 2% POPULACJI. Co to są, 2%? I nawet jakby trafiłby się taki pechowiec, to myślę że są sposoby na to by te nerki ochronić. Witamina C uwalnia organizm z toksyn, wzmacnia, natlenia, działa przeciwbólowo ( serio, bywało tak że np. ból głowy mi przechodził. Cudo, cudeńko, całuski dla niej), ogólnie poprawia samopoczucie, pomaga w zwalczaniu komórek rakowych i w regeneracji kości. Gdy ją dostaję, humor mi mega poprawia, trochę świruje. Rodzice podłączają mnie do centralnego wkucia typu Broviac, wieszają zamknięcie od słoika do ogórków na lampie i leeci. Gdy chcę się przemieszać, chodzę z kroplówką jak Statua Wolności, bo nie może znajdować się zbyt nisko. Serio, tak to wygląda. Co do witaminy C, nie wspominałam wam ostatnio jakie doświadczenie przeżyłam. Następna taka w sumie dziwaczna rzecz, by dziewczyna w takim wieku chodziła w takie miejsca. Boże, jak zaczęłam. Nie ważne co sobie pomyślałeś, to na pewno nie to. Prywatna klinika, w której leczę się "dodatkowymi sposobami" ( leczę się w "normalnej" klinice,  i w dwóch prywatnych, jedna znajduje się w Warszawie a druga w Hannoverze ) zorganizowała wykłady o m.in witaminie C , ECCT i SELOLU. SELOL to polski lek, wymyślony przez profesora Suchockiego. Jak można się domyślić, jest to substancja naturalna i oczywiście, no bo jakby inaczej nie można jej opatentować. Należę do grupy eksperymentalnej, trzymają mnie raz w miesiącu w klatce, podają lek i obserwują co się dzieje... Żąrt. Ale można tak powiedzieć, że jestem takim "króliczkiem doświadczalnym". Dostaję za darmo SELOL aby sprawdzić jego działanie. Oczywiście jest świetne, co widać po moich wynikach. W połączeniu z wit C działa wspaniale. Jedyny jego minus, to spadający poziom cynku, dlatego muszę się nim suplementować. To mi tylko wyszło na dobre, mam mocne i ładne paznokcie, jeśli ich nie obgryzam ani nie skrobię ziemniaków. Takie życie kuchary, mam ręce jak rolniczka. Co do tajemniczego miejsca. Poszłam na te wykłady na temat witaminy C i SELOLU z ciocią. Przyjechałyśmy do samego centrum Warszawy, do jednego z tych fajnych wieżowców. Wow, poczułam się jak w serialach, jakbym była jakąś super bizneswoman w tym emocjonującym mieście, gdzie można gonić za karierą, zostać gwiazdą, a po chwili masz apartament koło Lewandowskiego ( Skąd ja wiem że on sobie kupił apartament w centrum? Nie pytajcie). Taak, pomyśleć że niektórzy na prawdę tak sobie wyobrażają życie w Warszawie. Ja mam przesyt tego miejsca, fu. Ciągłe korki, wszędzie daleko, "fale" czerwonego światła. No więc. Weszłyśmy do tego budynku. Środek, też całkiem niezły. Na początku nie zorientowałyśmy się jak posługiwać się windą to chyba oznacza, że to nie jest raczej miejsce dla zwykłych śmiertelników. Byłam najmłodszym uczestnikiem wykładów, czego się akurat spodziewałam. Ja to mam dziwne rozrywki. Wykłady... Ale mi się podobało! Serio, lubię słuchać o czymś co mnie i interesuje. Wykład o wit C prowadził właściciel kliniki Immunomedica a zarazem jedyny jej lekarz ( to maluteńka klinika, w lipcu będzie dopiero rok jak działa, jestem jej jednym z pierwszych pacjentów) i posługiwał się trochę trudnym językiem, ale zrozumiałam. Nie wszystko, ale mniej więcej kojarzyłam. W międzyczasie rozmawiałyśmy z ludźmi którzy są podobnego zdania o medycynie akademickiej lub takimi którzy się sami leczą, lub zachorował im ktoś bliski. Następny był wykład o ECCT ( tym moim leczniczym ubraniu) który prowadził jego producent z Tajlandii. Mieliśmy do dyspozycji słuchawki w których rozlegał się głos tłumacza. Od jakiegoś czasu bardzo spadły mi płytki krwi, co zdarzyło się pierwszy raz od jakiegoś czasu. Pomyślałam, że to może od ECCT ponieważ akurat od niedawna zaczęłam go używać. Na koniec wykładu, ciocia mnie wypchnęła do przodu, bym do mikrofonu zapytała o to samego twórcę. Wcześniej przyszykowałam sobie pytanie po angielsku, tak na sam przypadek. Ale na szczęście, mogłam zapytać po polsku, ponieważ producent również miał tłumacza. Wyszłam z tym mikrofonem, zestresowana i wszyscy się na mnie patrzyli. Nikt nie miał odwagi o nic zapytać, a tu wyszła jakaś gówniara (chodź pewnie gdyby nie moja ciocia też bym tego nie zrobiła) i bum pyta, każdy się patrzy kto to taki. Trochę się jąkałam, ale zapytałam. Przede mną zadał pytanie tylko jakiś lekarz obcokrajowiec, nikt z takich "normalsów". Po zakończeniu, parę osób do mnie przyszło z pytaniami. Rozmawialiśmy dosyć długo, a ja byłam w samym centrum tych dyskusji, czułam się jakoś tak poważnie i staro. Bardzo lubię Immunomedicę, mojego lekarza, i pielęgniarki które tam pracują. Jak to mój tata żartuje, powinnam być ich chodzącą reklamą na ulotkach, To w sumie nie byłby zły pomysł. Ja czekam tylko, aż klinika doczeka się swojej linii kubków z dr Norbertem. Lekarze w mojej klinice widzą moje dobre samopoczucie, nie mogą się nadziwić tym jak to znoszę, zachwycają się jaki to ja mam silny organizm. I wciąż ( nie wszyscy) zrzucają moje wyniki badań na to, że chemia to zdziałała. Wiedzą co stosujemy,  i sądzą że to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Aha, tylko ciekawe, że zaczynając od tak ciężkiego stadium znosiłam to wszystko tak dobrze, z takimi ogromnymi postępami. Na prawdę, szkoda nerwów na myślenie o tym. Skoro ja, taki "wybryk natury" szpitala im nie otworzyłam oczu, to kto? Jestem chodzącym, jedzącym w kółko kaszę jaglaną dowodem, że naturalne leczenie i inne zabiegi takie jak hipertermia czy przeprowadzane na mnie w Niemczech to nie jest bzdura. Potem, przez taką ślepotę, zacofanie lekarzy, przez to że ich nie uczą o diecie, o leczeniu komplementarnym dzieci umierają i cierpią. Rodzice są przekonani, że tak MA BYĆ, bo inaczej SIĘ NIE DA. Lekarz im nie powiedział, że cukier karmi raka, że dieta to podstawa i dalej wierzą, że to nie ma żadnego wpływu. Gdy słyszą, to co ja i moi rodzice robimy to oczy im wychodzą z głów,  kiwają nimi ale i tak nic nie robią bo lekarz im nic nie powiedział. Bo lekarz w to nie wierzy lub nie chce tego wiedzieć. Co to za uczony, który się na nowo nie dokształca? I nawet jak widzi powalające efekty to dalej ma czarną opaskę na oczach? Nie można w 100% słuchać lekarzy. Ale spokojnie, spokojnie panie i panowie. Proszę czytać do końca. Nie namawiam do tego, by nie stosować się do poleceń lekarza. Tylko, by jednak nie wierzyć mu we wszystko, nie godzić się na taki stan rzeczy, że NIC NIE MOŻNA zrobić. Prawie zawsze można. Wiem, że się powtarzam. Ale będę dalej powtarzać, aż się zmęczycie.
SOS KOKOSOWY ( na podstawie Jadłonomii)
Co potrzebujesz:
- 1/2 szklanki mleka kokosowego ( najlepsze to te z kartonu z firmy Real Thai)
- garść świeżej bazylii
- 1/4 łyżeczki chilli w proszku
- 1/2 łyżeczki świeżego imbiru
- 1 łyżka soku z limonki
- sól
- pieprz
Przygotowanie:
Wszystkie składniki wrzucić do miski i zblendować blenderem w kształcie litery "S". Trzymać w lodówce, najlepiej smakuje z warzywnymi kotlecikami, ale ja myślę że będzie pasować do prawie każdej słonej potrawy.











0 komentarze: