Długi pobyt

08:47 Unknown 8 Comments

Zaraz koniec wakacji. Niektórzy przez to ubolewają, ale mi szczerze jest to obojętne, bo ja ich ich i tak nie miałam. Czasami nawet tęsknię za szkołą. Ale tylko czasem.
Siedzę właśnie na kanapie.
I leci mi kroplówka. Ze zdrowodajną ( i może włosodajną, lub przynajmniej brwiodajną) witaminą C. Nielegalny lek w naszym kraju, sprowadzany z Niemczech. Moi rodzice s a m i mi robią te kroplówki. Drabina + sprężyna od słoika po ogórkach i leeci. Jedyny jej minus jest taki, że strasznie się chce od niej pić. Jestem drugi tydzień, albo i dłużej w Warszawie. Teraz jestem na przepustce, ale jutro wypisują mnie ze szpitala. Dostałam następny cykl chemii, połączony z radioterapią. Władek to wampir, ma światłowstręt, więc nie za dobrze się bawi. To nie boli! A wygląda to tak: 
Leżę sobie na stole. Potem mnie podnosi do góry. Pod nogami mam taką jakby podopórke, dzięki której mam zgięte kolana, a pod głową podłgówek (?). 
Leżę niestety w sztywnej pozycji, bo za pierwszym razem tak się  położyłam. Byłam spięta, bo ciągle miałam schizę że jednak coś poczuję. Teraz, przez moje nerwy, przez 15 minut leżę tak, że trochę tyłek mnie boli. W takiej pozycji muszę być nieruchomo. O, właśnie skończyła mi się kroplówka. Leciała ponad 2 godziny. 
 Wrescie trafił mi się na sali ktoś starszy. Można nawet powiedzieć że za stary na ten oddział, bo leżałam z Olą, która ma skończone 20 lat. Dorosła w szpitalu dziecięcym? Dokładnie tak, bo lekarze od starszych osób  nie potrafią jej leczyć. Ola stwierdziła, że jest tu lepsza atmosfera niż w szpitalu dla dorosłych. Cieszy się że   jest jednak tutaj, bo inaczej trafiłaby na sale z jakimiś babciami opowiadającymi o swoich żylakach i wnukach. No, może aż tak drastycznie to by nie było, ale taką opcje też trzeba brać pod uwagę. Niektóre starsze panie potrafią opowiadać o swoich żylakach nawet przy stole wigilijnym. Spotkałam koleżanke Kacperka z Rodzinki.pl! Nie byłam pewna czy to na pewno ona, nawet nie wiem jak ma na imię. Bo co, miałam podejść i tak po prostu: 'To Ty jesteś tą z Rodzinki???' Raczej nie. Gdy powiedziałam o tym tacie, stwierdził że tak. Ale ja nie jestem nim. To on tak zawsze wali prosto z mostu. 
Moja Pani doktor myśli że ja udaję dobren samopoczucie. Serio. Pani profesor również. Nazwała mnie nawet 'Zbuntowaną dziewczyną'. Bo co, jak się dobrze czuję to znaczy że coś jest nie tak? Uważają że robię wszystko by wyjść na przepustkę ze szpitala. Ej, ale to chyba logiczne. Pewnie to dla nich dziwne że nie śpię ciągle ani nie jadę na przeciwbólowych. Nie będę przypominać czemu tak jest *chrząk*.
Ostatnio to mnie Pani Doktor powaliła. Przepraszam, musiałam to napisać.
'A w tej WASZEJ diecie...'
 'Waszej' Fajnie, tyle że każde dziecko onkologiczne powinno taką prowadzić. 
Rozwala mnie również, jak niektóre chore dzieci jedzą grilla przed cyklem, a potem ich rodzice dziwią się że tak źle znoszą chemię. Ja sobie nie wyobrażam jeść kiełbasy z grilla, ( w dodatku grill jest rakotwórczy, w szczególności węgiel, just sayin') na mój delikatny żołądek. Albo 4 lodów w trakcie chemii, tosty... A potem żygają na prawo i lewo, a nawet w bok. Przecież nawet w tym szpitalnym regulaminie jest napisane by prowadzić dietę LEKKOSTRAWNĄ. 
Przez te następne 4 tygodnie chyba zaliczę pół Warszawy. Już mam plany co będę robić, bo mimo że przyjeżdżam tu co roku, wielu atrakcji nie udało mi się zobaczyć. Moja lista to:
- wyścigi konne ( konie na zawodach są takie piękne, co ja gadam one są zawsze piękne)
- skatepark ( w Warszawie jest największy w Polsce, nie mam deskorolki, ale hulajnoga chyba wystarczy)
- teatr! ( tym razem wzięłam sukienkę, czas ją pokazać światu) 
- spotkać się z Olą i Martą ( jeżeli będą chciały i miały czas)
- basen ( w końcu się odważyłam, wcześniej się krępowałam, z wiadomych powodów)
- galeria ( byłam już na zakupach ale pewnie pójdę jeszcze raz, zakupy to mój narkotyk, i trzeba mieć na nich ze mną cierpliwość)
- kino 
- odwiedzić restauracje Gessler ( ciekawe czy znajdę taką gdzie znajdę coś bez mięsa, to będzie wyczyn, i żeby kokosów nie kosztowało)
Pewnie moja lista się przedłuży, bo mam na to duuużo czasu. Nie będę przez następne 4 tygodnie dostawać chemioterapii!!! Dopiero jak skończę naświetlanie. Na razie mam spokój. 
I info. Wiem co dostałam w nagrodzie za konkurs dziennikarski. Grę planszową. Mam nadzieję że będzie godna uwagi, bo  trochę się rozczarowałam.
Wreszcie mam dostęp do internetu! Postaram się dodawać notki wcześniej. Wiecie co jadłam? Jogurt mrożony. BEZ CUKRU. 


8 komentarze:

Cząstka wakacji

14:59 Unknown 6 Comments


Byłam w domu może tydzień. 
Tak, jestem rzadkim gościem. 
Ale spędziłam go najlepiej jak umiałam, trzymając się swojej  listy wakacyjnej najbardziej jak się da. Część z podpunktów udało mi się spełnić! 
Można powiedzieć że ten tydzień był małym skrawkiem tego, jak moje wymarzone wakacje powinny wyglądać. Chociaż przez taki krótki okres czasu, poczułam że mam wakacje. Pojechałam na działkę, miejsca z którego mam najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. Niezbyt duży ogródek, z domkiem na drzewie. Nie jest wysoko umiejscowiony, właściwie to on nie jest na drzewie tylko na czterech słupkach. Ale ma pod sobą drzewo, inaczej nie nazywałby się domkiem na drzewie, chyba logiczne. To on zmieniał się w statek, kącik rozmów i spotkań, bunkier i wielki dom. Przepłynął nie jeden ocean, przeżył wiele krwawych wojen i odwiedziła go niejedna osoba. Spędzałam w nim kiedyś prawie całe wakacje. Domek był prezentem na moją pierwszą komunię. Tak, dzieci! Kiedyś się dostawało takie prezenty, a nie jakieś tam tablety! Przyznam, nie słyszałam by ktoś kiedykolwiek dostał domek na drzewie, ale wiecie o czym mówię. Spotkałam się z Kasią, jak co roku. Miałam obawy że będzie niezręcznie, bo nie ukrywam bardzo dużo się działo. Zauważyłam że do końca nie wie, jak się zachować, ale wcale się nie zdziwiłam. Po krótkim czasie znowu było normalnie. To wspaniałe, że wszyscy moi przyjaciele traktują mnie tak jak zawsze, że nic się między nami nie zmieniło. Jakieś tam 'ulgowe traktowanie' mam, ale to dotyczy tylko jedzenia haha. Wiem że wiedzą że jestem wciąż tą samą Pauliną, tyle że trochę gorzej osiągalną (wyjazdy itp), chudszą ( ale nie wychudzoną! Uwierzcie, noszę spory zapas towaru w okazałych fałdach) i bezwłosą. Przez to że rzadko ich widzę, bardziej ich doceniam. A teraz długo się z nimi nie zobaczę... Wyjeżdżam na 6 tygodni do Warszawy... Radioterapia tyle trwa, i to wcale nie jest zależne od przypadku choroby. Tak długi okres z życia to zabiera. Rozstałam się z bliskimi osobami zaledwie pare godzin temu, a już tęsknię jak cholera. Zostałabym jeszcze parę dni, ale jadę jeszcze przed kolejnyni egzekucjami Władka do wspomnianego w poprzedniej notce, 'SPA'. Hipertermia, again. Znowu będę tonąć we własnym pocie, ale to również egzekucja Władka! 
Znam już wyniki konkursu dziennikarskiego. Miesiąc temu, pewna fundacja ogłosiła konkurs pisarski, dla dzieci onkologicznych. Ja, która chce się jakoś w tym rozwijać niczym rolka papieru toaletowego (ach te porównania i metafory, uwielbiam je wymyślać), wzięłam w nim udział. I się zawiodłam! Drugie miejsce! A liczyłam na pierwsze! Dobrze, było na całą Polskę, i ponoć wiele osób wzięło w nim udział. Moim zdaniem moja praca jest lepsza od zwycięskiej. Tak tylko skromnie mówię. Ale jestem sassy, no no. Osoby które to sprawdzały, jak dla mnie dodali trochę za dużo własnych korekt. Ja sama to poprawiałam 8384948 razy, a oni jeszcze coś dodali od siebie?! Ucięli mi dwa zdania, i dodali najkrótszy z tekstów. Nie mam pojęcia czy dwa następne zamierzają dodać, bo zostało wyróżnionych więcej osób niż było planowane. Wiem że na pewno dostanę nagrodę, nie mam pojęcia jaką. Mowa była m.in o tablecie, lecz dla pierwszego miejsca. Spodziewam się niespodzianki, ho ho. 
Nie mam pojęcia kiedy się znowu coś pojawi na blogu, bo z internetem to jest u mnie różnie. Proszę, komentujcie bo widzę że komentarzy jest mało co trochę demotywuje, ew. 
NA ZDJĘCIU JEDEN Z WAKACYJNYCH DRINKÓW BEZALKOHOLOWYCH.
KIWI, POMARAŃCZA I SZPINAK. 
I równie okazała, fikuśna rurka.



6 komentarze:

SPA

14:07 Unknown 4 Comments

Wreszcie w domu!!!
 Moje łóżko, mój pokój, pies za którym się stęskniłam. Przez dwa tygodnie byłam oblegana przez koty, futrzane diaboliczne stwory, które zawsze wyglądają tak jakby obmyślały morderstwo. Są straszliwie nudne. Ani to przytulić bo za delikatne, ani pobawić bo drapie. Wolę mojego narwanego psa, serio. 
Jestem po operacji, chemioterapii i hipertermi. Jak mnie straszyli! Że ponad tydzień będę miała dren ( taka rurka w plecach co jest podłączona do dwóch butli, a jedna z nich bulgocze jak jacuzzi. Coś z ciśnieniem, nie chce mi się tłumaczyć, szkoda liter) i cewnik! Przeżywałam jak durna, ale że ja zawsze 'odbiegam od normy', miałam obydwie uciążliwie rurki niecały tydzień. Jak długo nie mogłam spać na lewym boku! Teraz mam już zdjęte szwy ( było ich 25) i się ładnie goji. Ale będzie blizna... Jak kiedyś założę strój kąpielowy, i się ktoś zapyta co to za blizna, odpowiem że walczyłam z niedźwiedziem i tyle. Jedynym plusem operacji było to, że wycieli mi obrzydliwe znamię. Dokładnie wstrętny, gigantyczny i odstający pieprzyk po lewej stronie brzucha. Dostałam nową chemię, zniosłam ją super, prawie jakbym jej nie miała. Dwa dni później, pojechałam na zabieg, nazwany hipertermią. Odbył się w nowo otwartej klinice, to taka polska wersja kliniki w Hannoverze. Dopiero się rozkręcają, i nie mają tyle sprzętu ale zawsze to bliżej, chociaż do Hannoveru na pewno znów się wybiorę. Władkowi nie daje spokoju! A co to ta hipertermia? Z mamą żartujemy że poszłam do spa. Do sauny i na zabieg odchudzający. Trochę to tak można nazwać, tylko jeżeli chodzi o saunę to była ona w ekstremalnej wersji. I na pewno nie było to dla mnie spa, tylko koszmar. Zabieg polega na tym aby rozgrzać ciało do gorączki, by zmusić organizm do walki. Ma najlepsze skutki 48 h po chemioterapii, dlatego dwa dni po tam pojechałam. Rozgrzali mnie jak na patelni, tak że miałam 39 stopni gorączki. Leżałam bez ruchu przez 2 godziny i 30 minut. Płakałam, tak miałam dosyć. Mówię poważnie. Niczego tak nienawidzę jak się pocić i leżeć bez ruchu. Przemokłam tak, jakbym wyszła z basenu. Gdyby mojej mamy nie było obok, oszalałabym. Męczyłam się okropnie, a będę tam jeździć po każdym cyklu. Powtarzała mi ciągle, że mam sobie wyobrazić jak teraz Władek się męczy. Że go zabijamy. Guzy Ewinga szczególnie nie lubią ciepła. Żeby się uspokoić, zaczęłam się pocieszać tym że  mam przy okazji zabieg odchudzający. Nie myślcie o mnie źle, nie chcę się odchudzać, nie marzę o wystających kościach jak większość nastolatek. Ale trochę schudnąć nigdy nie zaszkodzi... A musiałam mieć jakąś motywację! Smarzyłam się jak kiełbaska na grillu, nawet byłam przykryta złotą folią, która uderzająco przypominała aluminiową. I prześcieradłem! W takim razie mnie nie smarzyli, tylko grilowali. Mama mnie ciągle wachlowała, i wycierała pot z czoła, bo lało się ze mnie jak z wodospadu. Nie mogła też za mocno mnie chłodzić, by nie obniżyć temperatury ciała. Zagadywała mnie, abym się uspokoiła. Zaczęłam jej opowiadać o moich złych wspomnieniach z przedszkola. O tym jak spadłam z huśtawki przez jednego chłopaka, i zostałam za to skrzyczana. Kiedy zawsze przedszkolanki mówiły do mnie po nazwisku, nigdy po imieniu. Że chłopcy nigdy mnie nie lubili i byli dla mnie wredni. Kiedy mi kazały jeść jedzenie które mi nie smakowało. Słyszała to pierwszy raz w życiu, bo nigdy się nie skarżyłam. I to w jakich dziwnych okolicznościach, nie? I po tylu latach? To z tych nerwów, nagle przypomniały mi się takie rzeczy. Mimo to wspominam przedszkole dobrze, żyłam w świecie wymyślonych przez siebie wróżek, i nie zważałam na przykrości. To były takie betroskie lata. 
Mało rozumiałam, to pewnie dlatego. Myślę że im człowiek mniej rozumie, tym mniej się przejmuje. Dlatego najmniejsze dzieci z nowotworami tak dzielnie walczą. Są pozytywne, i się nie martwią na zapas. 
W domu zostaję na niecałe dwa tygodnie. A potem miesiąc mnie nie będzie, przez radioterapię... Jest to naświetlanie. Bite 6 tygodni z przerwami w weekendy. 
Na razie o tym nie myślę, tylko przez ten krótki czas mam zamiar cieszyć się latem! Dzisiaj już przyjeżdża  dobra koleżanka do mojego miasta! Widzimy się co roku, właśnie w wakacje. Spędzamy ten czas na działce, ponieważ  jej babcia ma ją blisko mojej. Wreszcie wykąpię się w basenie! Nie zdążyłam go jeszcze zobaczyć, tyle co w sklepie  w kartonie. Przynajmniej to, w tegorocznych wakacjach pozostało takie same. Spotkam się z Kasią. 
Za 5 dni wyniki konkursu dziennikarskiego. I tak nie nastawiam się na nic.
Notka dodana późno, z wiadomych powodów. Liczę na komentarze, bardzo motywują.
Wiecie co ostatnio jadłam???
TORT BEZCUKROWY Z BURAKÓW



4 komentarze: