MINĄŁ ROK, TO KONIEC?! + KREM Z BIAŁYCH SZPARAGÓW
Hej! Chciałabym na wstępie tylko napisać, że wczoraj minął rok, odkąd założyłam bloga! Nie będę się rozpisywać o tym, jak bardzo się rozwinął i jak dziękuję za duże grono czytelników, bo tak nie jest. Wyświetlenia rosną, ale w niewielkiej ilości, teraz ostatnio spadły, nie wiem dlaczego. A co jeśli za rzadko dodaję notki? Albo to przez to, że w ostatniej nie było przepisu? Nieważne. Czytając swoje stare posty, łatwo dostrzegłam jak z wpisu na wpis zmieniał się mój sposób pisania, moje samopoczucie, jak przebiegała ta droga. Ten blog to mój pamiętnik. Możecie przeczytać o dziewczynie, na którą się wszyscy patrzyli przez chustkę, która nie była w stanie niczego dodać przez bardzo złe samopoczucie. Możecie poznać dziewczynę, która mimo choroby odkrywa nowe rzeczy, uczy się gotować aż w końcu widzi w tym przyjemność. Pisze o tym, jacy tak na prawdę są ludzie w stosunku do osób takich jak ona, jak oczekiwała na jedno z najważniejszych wyników badań w życiu, które miało pokazać wszystkim, że wszystko co robi jest bardzo słuszne. Dobra, dosyć pisania o sonie w 3 osobie, to dziwaczne, jak z kreskówek. Czytacie moje posklejane litery w jedną całość, które utworzyły to co siedzi w mojej głowie od jakiegoś czasu. Założyłam tego bloga, by pokazać wszystkim prawdę o raku. Prawdę o ignorancji niektórych lekarzy, prawdę o mocy siły umysłu i natury. Dowiedzieliście jak tak na prawdę wygląda życie nastolatki z rakiem. Wiem, że niewiele osób to czyta, ale pewnie sama bałabym się czytać o dziewczynie która ma nowotwora. Chyba się ludziom wydaje, że piszę tu o śmierci czy przytaczam inną, dołującą tematykę. Może pewnego dnia, mojego bloga przekształcę na książkę? Kto to tam wie. Takie tematy dobrze się sprzedają, heloł spójrzcie na "Gwiazd naszych wina". Nie zrobią z niej filmu, ale może jest szansa, że mi się uda coś w tym kierunku osiągnąć? Tak wiem, na początku dokładnie tłumaczę, że moje życie nie jest takie melancholijne i wzruszające jak Hazel, ale to był tylko przykład, nie czepiać się.
Dłuugo mnie nie było, wiem. Lenistwo, a również bezsensowne tułanie się po szpitalu. Jak to nazwałam, jeju. Jak jakąś tułaczkę po lesie tropikalnym, czy coś. W sumie trochę to tak wygląda. Wędrówki po ogromnym budynku, z niezliczoną ilością zaułków i korytarzy. Polowanie na windę, jak na zwierzynę. Nigdy nie wiesz, jak długo będziesz musiał czekać aż ją złapiesz. Zawsze jest ten dreszczyk emocji, oczekiwania. Potem ciasnota z innymi osobnikami i wędrowanie po piętrach. Czekanie na oddziale dziennym w duchocie na twardym krześle, nasłuchując swojego nazwiska. Oczekiwanie na salę szpitalną, i zastanawianie się z kim tym razem będę na sali, jak na dożynkach w dystryktach. Ale teraz, będę co raz rzadziej w tej dziczy. Uwaga, uwaga! Oto przedstawiam nowinę poniżej:
ZAKOŃCZYŁAM LECZENIE
Tak,
napisałam dużymi literami byś skumał, ale jeżeli nie dowierzasz to
używając caps locka napiszę jescze raz mój drogi czytelniku:
ZAKOŃCZYŁAM LECZENIE
W
jakich okolicznościach o tym usłyszałam? Czy to już koniec diety,
suplementacji, chemii, hipertermii, wyjazdów do Warszawy, do kliniki w
Hannoverze? O tym dowiecie się w następnym odcinku...Żart. Nieśmieszny,
ale zawsze jakiś.
To było tak:
Przyjechaliśmy standardowo do kliniki. Zostały mi zrobione badania krwi,
i inne podstawowe czynności. Lekarz mnie w końcu przyjął. Pewna swoich
dobrych wyników krwi, zasiadłam na krześle na przeciwko kobiety w
niebieskim fartuchu. "Masz słabą morfologię. Nie dostaniesz chemii."
Zawiodłam się, to nigdy nie jest dobra wiadomość. Trzeba wtedy dłużej
zostać w Warszawie, traci się czas na bezczynność. Wróciliśmy więc do
mojej cioci, gdzie spędziliśmy cały weekend. Moim zdaniem nie był aż
taki stracony, można powiedzieć że udany. Byłam na wystawie samochodowej
( stare auta! najpiękniejsze są!) Spotkałam Abstrachuji! Nie jestem
jakąś ich mega fanką, ale bardzo ich lubię. Oglądam ich od początku.
Zrobiłam sobie z nimi zdjęcia, niestety bez Roberta, przyszedł później.
Tata się wycwanił, i zagadał do kobiety która z nimi przyszła, chyba ich
menadżerki i powiedział, że jestem chora i nie chce bym stała tyle
czasu w kolejce w takim tłumie ludzi. Nie chciałam na początku tak iść
na przód, uznałam że to nie fair. "Choroba też jest nie fair"-
powiedział tata. W sumie ma rację. Zareagowałam tak, ponieważ nie lubię
się wyróżniać w tłumie, nie chcę by ludzie patrzyli na mnie pod kątem
choroby. Chciałam poczekać w kolejce tak jak wszyscy. Jak stanęłam przed
moimi ulubionymi youtuberami, zmieniłam zdanie. Okazali się bardzo
sympatyczni. Będę miło wspominać to spotkanie. Mój tata zawsze działa
pewnie, nie wstydzi się niczego. Jest bardzo pewny siebie, też bym tak
chciała. Wszystko załatwi, nawet na bezczelnego. W poniedziałek znów
zgłosiliśmy się na morfologię i tu powtórka z rozrywki. Złe wyniki krwi.
Wiecie co? Po raz kolejny uznałam to za znak. Pamiętacie, kiedy miałam
radioterapię, miałam ciężkie oparzenia. Dosyć krótko byłam w domu, tym
bardziej, że 80% czasu spędziłam na walczeniu z bolącym tyłkiem. Tak,
takie realia bolało mnie siedzisko, teraz już wiecie. Po raz kolejny
przypominam, na blogu jestem szczera. Wtedy chciałam mieć złe wyniki
krwi, by zostać dłużej w domu. I dostałam półpaśca. Tym razem, uznałam
taką morfologię za znak, że ja już tej chemii nie potrzebuję, mój
organizm jej nie chce, bo już dawno jest zdrowy. "Miałaś dostać tą samą
chemię, co ostatnio. " Po tych słowach się zagotowałam. Tą samą? Po co?
Miałam dostać inną! Nie taką samą! Kiedy w końcu dostanę słabszą? Ciągle
się wlewa we mnie dosyć ciężką chemię, na okrągło. Boją się o te 3 mm w
płucach? Oni od razu zakładają, że to zmiana nowotworowa, boją się o
każdy szczegół. Takie jest podejście onkologów dziecięcych. Po badaniu
okazało się bez zmian, nawet byłam w klinice w Hannoverze na laserach,
które na sam przypadek miały je dobić. Ja, jestem pewna, że to nie jest
zmiana nowotworowa, oni nie. Dlatego "chuchają" na mnie. Zdenerwowałam
się. Serducho mi biło, łzy poleciały. Poszliśmy na oddział do mojej Pani
doktor, by nam to wyjaśniła. Powiedziałam jej wszystko co mnie
zdenerwowało, nawet na początku uprzedziłam, że jak będę niemiła to
niech powie. Z emocji aż mnie żołądek rozbolał. Nie mogłam zrozumieć, na
jakiej podstawie się we mnie jeszcze wlewa, że jestem za zdrowa na ten
szpital, i że mam wrażenie że lekarze nie widzą tego jak ja dobrze
reaguję na leczenie i jak dobrze się czuję. Po wyjaśnieniu okazało się,
że stwierdzili że od wznowy w sierpniu ( zaczęło bardziej "świecić")
minął za krótki okres czasu. Tak w wielkim skrócie. Generalnie ponoć
było już dawniej w planach by podać mi te 4 cykle, chodź powiedziano mi
że dostanę tylko dwa. No, nieważne. Dostałam propozycję, by wziąć te dwa
cykle i skończyć, lub skończyć definitywnie. Mieliśmy się skontaktować
telefonicznie. Po naradzie uzgodniliśmy, że nie wezmę tych dwóch cykli.
Nie chciałam się truć niepotrzebnie. Jestem za zdrowa na to, heloł.
Teraz tylko przyjazdy na kontrole. Oczywiście dalej kontynuuję "moje"
leczenie. Dieta, hipertermia, ECCT (ubranie lecznicze), wit c,
suplementacja, natlenianie. Będzie tego mniej i rzadziej. Ale będzie.
Czuję,
że moje życie normalnieje. Jeszcze trochę moja hemoglobina jest słaba,
ale za miesiąc już moje samopoczucie będzie w końcu jak u zdrowego
człowieka.... Matko, tak się przyzwyczaiłam do tego prawie ciągłego
zmęczenia czy różnego rodzaju bólu, że tak dobre samopoczucie i to już
ZAWSZE może być szokiem. Nie mogę się już doczekać!
ZUPA KREM Z BIAŁYCH SZPARAGÓW
Potrzebujesz:
- 1 pęczek białych szparagów
- 3 ząbki czosnku
- 2 duże cebule
- 2 ziemniaki
- 4 szklanki bulionu warzywnego
- słonecznik
- Pokrój cebule na kostkę.
- Obierz czosnek.
- W garnku rozgrzej olej.
- Wrzuć pokrojoną cebulę i wciśnij czosnek. Duś aż do momentu jak cebula się zeszkli.
- W tym czasie przygotuj szparagi. Dokładnie je umyj, obierz i odetnij twarde końce. Pokrój na plasterki, odstaw.
- Obierz i pokrój ziemniaki. Wrzuć je do zeszklonej cebulki, zamieszaj.
- Dolej bulion, gotuj aż ziemniaki zrobią się bardzo miękkie.
- Gdy ziemniaki będą miękkie, wrzuć szparagi. Gotuj aż też będą miękkie.
- Zmiksuj, dopraw. Podawaj z uprażonym słonecznikiem.
Widzę, że wszytsko zaczęło się układać. Ja też zauważyłam zmiany w twoim życiu. Odkąd cię poznałam, byłaś smuta, zdenerwowana na chorobę, ale już od jakiegoś czasu widać było, że jest coraz lepiej (chodzi mi o stan psychiczny).
OdpowiedzUsuńJestem z ciebie taka dumna xx
wow już rok? 😱 czas tak szybko leci, przeraża mnie to, ciągłe przemijanie. Ale cóż, taka kolej rzeczy każdego z nas. Włosy jeszcze trochę i będą naprawde długie, według mnie pasują Ci takie krótsze, wiadomo że muszą jeszcze podrosnąć ale jakoś tak do twarzy Ci w krótkich. Bardzo dobra wiadomość!! Koniec leczenia :) Faktycznie to musi być super uczucie, wiedzieć że powoli powraca się do "normalności", to znaczy że od września zaczynasz już normalnie chodzić do szkoły? :) Mam nadzieję, że blog się jeszcze bardziej rozwinie, mam na myśli to, że więcej osób zacznie tu zaglądać a może nawet komentować :D
OdpowiedzUsuńMartyna.