NAJPIĘKNIEJSZY PREZENT NA ŚWIĘTA
Znam wyniki badania PET. Dla przypomnienia: jest to bardzo dokładne badanie całego ciała. Pokazuje dokładnie gdzie są komórki rakowe i ich metabolizm ( czy żyje to, czy nie). Jeżeli coś "świeci" jak lampki na choince, to znaczy że guz żyje. Przeprowadzono mi je tydzień temu i jak wspominałam wcześniej, było bardzo ważne.Nowina za
3...
2...
1..
NIC NIE ŚWIECI!
Czy byłam zaskoczona? Nie. Wiedziałam o tym tak jakoś od miesiąca. Oczywiście, od samego początku uparcie wierzyłam, że będzie dobrze. Od samego początku choroby przeczuwałam, że TO we mnie jeszcze żyje, ale umiera. Lecz dopiero od jakiegoś czasu, jakby ktoś wysłał sygnał do mojej podświadomości, wiedziałam, że on umarł. Byłam tego pewna. Zupełnie, jakby podświadomość uderzyła mnie z bara krzycząc mi do ucha że tak jest. Nie brałam kompletnie pod uwagę, że mogłoby być inaczej. Wzięłam to za niemożliwą niemożliwość. Wiem, nie ma takiego określenia, ale tylko tak mogę to w tej chwili nazwać. Owszem, miałam mikrosekundy zwątpienia. Przez moją głowę przenikały myśli typu: A może się za bardzo nie nastawiać, bo się rozczaruję? Może nie zbierać w sobie zbyt wiele emocji, bo wtedy o wiele łatwiej eksplodować? Ale po chwili przypominało mi się, że leczenie umysłem, to także skuteczna kuracja. Więc, wiadomość mnie nie zaskoczyła, raczej potwierdziła to, czego byłam pewna. Nie brałam prawie pod uwagę, że mogłoby być inaczej. Tyle wyrzeczeń, pracy, wyjazdów do szpitali i klinik, poświęcenia, łez, cierpienia i wybuchów złości nie mogło pójść na marne. W s z y s t k o co robiłam dodatkowo miało wpływ. NIKT mi nie wmówi, że LECZENIE NIEKONWENCJONALNE ( naturalne) TO BZDURA, że DIETA NIE MA ŻADNEGO WPŁYWU. Jestem żywym, chodzącym i tańczącym ( szkoda że nie stepującym) DOWODEM, ŻE SIĘ DA. Ponad rok temu, przyjechałam do kliniki onkologicznej w stanie bardzo ciężkim. Zaawansowane stadium raka, z wieloma przerzutami, tyloma że nawet nie pamiętam dokładnie. A teraz? CZYSTO. CZYŚCIUTKO, jak po przejechaniu Wanishem jak w reklamach. Dobrze, ten guz tam jest, bo halo, trzeba go wyciąć. Tak ogólnie mówię. Nie mogę powiedzieć, że jestem zdrowa. Teorytycznie jestem, ale przede mną jeszcze długa droga. To nie działa tak, że jak badanie pokazuje że guz już nie świeci, to nagle BUM! Koniec chemii, BAM i powrót do normalnego życia. Muszę dokończyć mój protokół chemii, czeka mnie operacja. Już jest mowa o konsultacji, będę operowana w Warszawie. Może być ciężko, ale jestem na to gotowa.
Co na to lekarze? To co zawsze. JEDNO WIELKIE ZDZIWKO. "Zaskakująco dobry wynik. Lepszy być nie mógł" Powiedziała moja pani doktor. Zaskoczona była lekko, co? Nie spodziewała się, że może być tak dobrze, bo oczywiście jak większość lekarzy wierzy tylko w medycynę konwencjnalną. Smutne jest to, że nawet mój przypadek nie otworzy im oczu, i nadal będą uparcie wierzyć w swoje. Nie karzę im zaraz podłączać każdemu pacjentowi kroplówki z witaminą C, czy przypisywać suplementy. Na takie rzeczy nie ma co w naszym kraju liczyć, m.in. witamina C jest u nas nielegalna. Ale mogliby PODPOWIADAĆ rodzicom, mówić żeby spróbowali prowadzić zdrową dietę, polecać kliniki zagraniczne. Nie wprowadzać tego jako leczenie przez nich, bo przez to mogliby nawet stracić pracę, uwierzcie mi. To jeden ogromny, zasrany biznes, a nawet powiedziałabym spisek firm farmaceutycznych. Chociaż, może jest nadzieja? Może mój przypadek, chociaż częściowo, coś im uświadomi. Lekarze w Warszawie przyznali, że jeszcze NIGDY nie mieli takiego przypadku jak ja. Kogoś z takimi postępami w leczeniu, kogoś kto przez większość czasu czuje się dobrze, kogoś kto jest w stanie przepłynąć 39 basenów (tak! 39! Pobiłam rekord, zapomniałam wcześniej o tym napisać) , kogoś kto nigdy nie ląduje na powikłaniach ( dobrze, dwa razy ale we Wrocławiu, nie w Warszawie) . Stwierdzili, że można o mnie napisać pracę doktorską. Będę sławna. Oczywiście wszystko przypisują chemii którą dostaję, nawet nazwali ją "królewską chemią", lecz wszyscy wiemy jaka jest prawda. Przyznam, to nie jest tak, że tylko niekonwencjonalne leczenie pomogło. Chemia też miała wpływ, mimo że również szkodliwy. Ale ja wierzę w naturę, i wierzę że to w większości jej zasługa. Mam ochotę wybiec na dwór i przytulić każde drzewo i kwiat. Nie w tej chwili, bo siedzę właśnie w pidżamce, rzecz jasna. Dostałam najlepszy gwiazdkowy prezent jaki mogłabym dostać...
Obiecałam, że mój blog nabierze charakteru lekko kulinarno - poradniczego.
PORADA NA DZISIAJ:
Chcesz, aby twoje włosy szybciej urosły? Użyj masła kosowego. Uwielbiam je, jest zdrowe, pachnące, nawilża skórę. Kokosy są świetne, np. mleko z kokosa, świetnie nadaje się do kuchni. Ja, używam je do kremu z buraka, na który przepis podam w następnej notce. Mam dowód na to, że masło kokosowe świetnie działa! Od trzech dni smaruje sobie nimi moje łuki brwiowe (brwiami nie można tego nazwać, bo prawie ich tam nie ma) i już widzę różnicę. Świetnie pachnie, i nadaje się do suchej skóry!
Planowałam już w tej notce dodać przepis, ale uznałam że notka już będzie z długa, więc wersją kulinarną zajmę się na następny raz.
Wiecie co ostatnio jadłam? Bezcukrowe ciasto z bezą! Przepyszne, nie różniło się w smaku niczym od tradycyjnego ciasta. Zmiana polegała na tym, że moja ciocia użyła do tego zamiast mąki pszennej, mąke pszenną pełnoziarnistą a zamiast cukru, oczywiście - ksylitol. A, i zamiast proszku do pieczenia - sode! U mnie w domu, wszystko piecze się na sodzie. Zdrowiej!!!
Jejku, jak dobrze to przeczytać! <3
OdpowiedzUsuńSuper wiadomość! Wesołych Świąt i zdrówka życzę! Czekam niecierpliwie na kolejne posty!
Buziaczki kochanaa! <3
Cudowna wiadomość od cudownej dziewczyny! Trzymamy kciuki za dalsza droge do zdrowia!
OdpowiedzUsuńŚwietne wiadomości! Bardzo się cieszę :) Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńMartyna.