Troszkę o ludziach, niesamowity outfit + WEGAŃSKIE CIASTECZKA OWSIANE
Hejeczka! Skończyłam drugi cykl nowej chemioterapii, czyli bardziej "jak zamknąć człowieka w murach na 3 dni podłączonego do worków na 24 godziny, gdzie jego jedyny spacer to pielgrzymki do toalety, i rozrywkowe sikanie do plastikowego słoika, bo w tym przypadku nawet to, ile ci się udało wydoić jest ważne, a pytanie czy był stolec jest jak najbardziej na miejscu". Tak, o to wam przedstawiłam w ogromnym skrócie szpitalną codzienność, jak widzicie z porażającą szczerością. Na szczęście tylko te dwa cykle były tak ograniczające moją wolność ruchową, mam nadzieję że następny to będzie już chemia podtrzymująca, a ona nie pozbawi mnie swobody na długo. Wprowadzono mi nowy zabieg, bardzo z resztą ciekawy. Ubranie, które zapobiega podziałom komórkowym i mutacjom genetycznym czyli nawrotom choroby nowotworowej. Dzięki polu elektromagnetycznemu. Strój ten zawiera dwie czapki, kamizelkę, koc i spodenki. Jak to zakładam, wyglądam jakbym zaraz miała się wybrać na ryby lub jak antyterrorysta, mogę się wcielić w obydwie postaci. Jestem w tym ubraniu także trochę szersza, więc wyglądam na umięśnioną także mogę spróbować siać postrach na osiedlu. Fryzurę mam jak dres, a jak założę dodający mi muskularności outfit, to już w ogóle mięśniak w pełnej okazałości. Owe ubranko nie kosztowało mało. Na szczęście są fundacje, 1% z podatku, stowarzyszenia i zbiórki. Gdyby nie to, zapewne nie starczyłoby nam na większość moich leków, wyjazdów i zabiegów. Nasz kraj niestety ani trochę nie wspiera osób chorych, bo ja jako osoba niepełnosprawna dostaję zaledwie marne 153 zł miesięcznie, a i mogę sobie zaparkować pod samymi drzwiami supermarketu. Sprzęt ten przybył do mnie z Tajlandii, gdzie został dla mnie uszyty. Muszę w tym leżeć w określonych porach dnia, o różnym czasie, który z miesiąca na miesiąc się przedłuża. Sprzęt ten nazywa się ECCT i uratował życie wielu osobom, których los był już spisany na straty przez lekarzy. Ten wynalazek ma zadbać o to, abym nie musiała się martwić nigdy o to, że wrócę do szpitala że choroba się wznowi. Oczywiście, ja dbam cały czas o to, nie polegając tylko na chemii, o czym dobrze wiesz jeżeli czytasz mnie od jakiegoś czasu. To wspaniałe i zaskakujące ile pomocnych rzeczy zdołał wymyślić człowiek by nam zdrowiło się lepiej. Kto by pomyślał, ubranie które zapobiega MUTACJOM GENETYCZNYM. Medycyna tak poszła do przodu, że człowiek jest w stanie wpłynąć na GENY, kiedy dotychczas wszystkim wydawało się, że z tym nie da się nic zrobić. Gdy usłyszałam, co taki kawał sztywnego materiału, który można by pomylić z kamizelką dla zwykłego, próbującego przywołać chociażby desperackim spojrzeniem malutką rybkę na swoją wędkę rybaka, pomoże na zawsze uniemożliwić mój powrót do szpitala, byłam pod wielkim wrażeniem i naprawdę mnie to ucieszyło. Jest tyle możliwości i to bezbolesnych, bez efektów ubocznych i bez zbędnego cierpienia by wyleczyć nie tylko raka, ale cukrzyce, alergie i wiele chorób przewlekłych. Niektóre są tak rozbrajająco proste, że szok. Niestety, jak już wiele razy wspominałam, ale wspomnę raz jeszcze niestety na świecie panuje spisek farmaceutyczny, i ktoś zarabia na cierpieniu ludzkim. Szkoda na to liter, pisać można o tym wiele, a o jednej z największych bzdur czyli szczepionkach, walić w klawiaturę można tyle, że wcisnęłabym klawisze do laptopa tak mocno, że wyszłyby drugą stroną. Jeżeli chcecie, mogę wam ten temat troszkę zbliżyć, tyle ile mniej więcej potrafię, bo ja jakaś oczytana specjalnie nie jestem, tylko tak wam przedstawić mój pogląd na sprawę. Czasami nie chciałabym być taka świadoma wszystkiego czego standardowego, żyjącego sobie swobodnie nastolatka kompletnie nie interesuje. Wiem chyba aż za dużo ( chociaż i tak pewnie o większości nie mam pojęcia, ale i tak na pewno wiem więcej niż przeciętny człowiek i nie, nie chodzi o to że uważam się za mądrzejszą, no wiecie o co mi chodzi) o tym co jest rakotwórcze, o tym jak lekarze mają zamknięte umysły, jak firmy farmaceutyczne robią wszystko byśmy się tylko aby za szybko nie wyleczyli, jak manipulują nami media itd. Nieświadomość jest beztroską.Dzisiaj post na poważnie, trochę porozmyślam, porozlewam wody. Nie przestawajcie czytać, to tylko małe rozmyślanko.
Zazdrość ludzka jest straszna. Jej samolubność, brak myślenia o uczuciach innej osoby i nieświadomość tego, że nie wszyscy mają tak łatwo w życiu jak oni. Zapatrzenie w siebie, ciągłe ocenianie, taka pewność swego zdania, że twoje się kompletnie nie liczy, chociaż masz rację. Ile razy moi rodzice, mając chorą na raka córkę, spotkali się w pracy z komentarzami typu "Powinieneś się zwolnić z pracy, w swojej sytuacji" albo "Po co wam tyle tych pieniędzy z fundacji, zbiórek itd. skoro za chemię i szpital się nie płaci?". Ja sama się spotkałam z podobnymi reakcjami, kiedy to niektóre osoby z mojej klasy nie mogły się pogodzić z niektórymi ulgami jakie mam dotyczące mojej choroby, kiedy nie zawsze mogłam gdzieś się pojawić lub o oceny. Komentarzami co do mojej diety, że niby tak "wszystkiego" nie mogę a zjem czasami coś niedozwolonego, jakbym nie miała do tego prawa. Ludziom się wydaje, że wszystko jest takie proste. Są zazdrośni, myślą tylko o sobie. Niech się ze mną zamienią. Oddam im wszystkie moje ulgi, ale razem z chorobą adios. Myślą, że skoro idzie coraz lepiej, to nic mi się nie należy i nie powinnam mieć niczego odpuszczane. Momenty, kiedy niektórzy członkowie rodziny nie są dla ciebie wsparciem, tylko cię ciągle oceniają, krytykują, nie widzą w tobie żadnych zalet i są przekonane, że wiedzą o tobie wszystko. Nie przejmuję się tym, nie! Już dawno przestałam. Znam swoją wartość wiem, że nie warto się uganiać o czyjąś uwagę, skoro on nie może cię docenić takim, jakim jesteś.
Trochę dołujący tekst, ale chciałam o tym napisać. A teraz weselsze wiadomości: WŁOSY SIĘ TRZYMAJĄ!! Mamuńciu, są takie gęste na czubku, tylko po bokach jeszcze mało. Ale nigdy nie miałam w ciągu tych prawie dwóch lat takich długich. Codzennie rano robię kontrolę rękami czy tam ciągle są, i bawię się tym moim małym "trawnikiem". Po tak długim czasie nie posiadania niczego na tej błyszczącej łepetynie, moje ręce przeżyły szok termiczny czując na głowie ciepłe włoski zamiast zimnej pustyni. Eminem jestem jak malowany. A o to przepis! Niedawno odkryty na podstawie mojej ukochanej Jadłonomii:
BEZCUKROWE , WEGAŃSKIE CIASTECZKA OWSIANE
POTRZEBUJESZ:
- 70 g oleju kokosowego
- 30 g oliwy z oliwek
- 1/2 szklanki ksylitolu ( lub po prostu cukru, ale wtedy już nie będą takie zdrowe)
- 1/2 szklanki mąki orkiszowej pełnoziarnistej
- 1 1/2 szklanki płatków owsianych
- 1 łyżka zmielonego siemienia lnianego
- 2 łyżki wody
- 1/4 łyżeczki zmielonego imbiru
- 3/4 łyżeczki sody
- 3/4 łyżeczki cynamonu
- szczypta sezamu
- 1 łyżka wiórków kokoswych
PRZYGOTOWANIE:
1. Oleje utrzeć z ksylitolem dzięki mikserowi, tak by zniknęło jak najwięcej grudek
2. Dodać zmielone, zalane wodą i już spęczniałe siemię i utrzeć na gładką masę. ( Jak wyjdzie taka ciapka dla dzieci, to też nic się nie stanie, ja tak miałam. Sądziłam, że los moich ciastek jest skończony, ale jednak się udało)
3. Dodać mąkę, sodę, sezam, cynamon, imbir, wymieszać na niskich obrotach
4. Na samiutki koniec dodać płatki owsiane i wiórki kokosowe.
5. Zagnieść ciasto w formie kulki i odstawić do lodówki na 2 godziny, modląc się w duchu by nam wyszło.
6. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni, formować ciasto w kształcie jak wiadomo ciastek. Piec krótko, bo 10 minut. Ciasteczka wyjdą miękkie, ale pyszne.
A na koniec info! Ciąży nade mną klątwa, serio. W konkursie literackim, w którym umieściłam wpisy z bloga, zajęłam DRUGIE MIEJSCE! Dlaczego nigdy nie pierwsze?!
SNAPCHAT: twerkwithpeeta
6 komentarze: