PROPOZYCJE NOTEK? SZKOŁA I OCENY + BUDYŃ Z KASZY JAGLANEJ
Dłuższy pobyt w domu mi służy! Tak już wynormalniałam, że powrót do szpitala to coś, co mi trochę przypomina, że jeszcze nie jest do końca normalnie. A, i jeszcze moje brwi... Wypadły! Wszyściutkie! Jakby ktoś mi przejechał kombajnem. Wcześniej też wypadały, ale były po prostu rzadkie, dawały chociaż pozory że są. Humor mi się zawsze mega psuje gdy opuszczają swoje miejsce... Kredka do oczu znów gości na mojej twarzy. Drastyczne przypadki wymagają drastycznych środków. Nie lubię gdy muszę ją używać, wiem że nie wyglądam wtedy naturalnie, ale lepiej mieć nieprofesjonalne kreski na twarzy niż nic, nie? Bez tego wyglądam jak ufoludek. Jestem zła na siebie, że się tym tak przejmuję, bo to nie jest ważne. Powinnam się cieszyć tym, co jest teraz. Tym, że choroba się cofnęła i że za 10 dni lecę do Rzymu!!!! To już! Mamciu, ale zleciało. Narobię pięknych zdjęć... Może wreszcie zmienię profilowe na facebooku, zdjęciem z Włoch nikt nie pogardzi.... Już we wtorek niestety jadę na następną chemię, a wcześniej na rezonans. To on zdecyduje, czy zostanie mi podana lżejsza chemia. Hm, przydałoby się już w końcu, nie? Wściekam się, że dostaję wciąż zwyczajną chemię zamiast podtrzymującej. Nadal nie mam pojęcia kiedy to się skończy, nikt nic mi nie mówi. Zaczęłam dostawać nowe "magiczne" środki na wzmocnienie. Nie zgadniecie nigdy co! Jemiołę! Tak! Pod nią nie tylko można się całować w Święta Bożego Narodzenia. Zmusza, przymusza i przydusza organizm do działania, aby się poskładał do kupy. Wzmacnia działanie hipertermi, o której wcześniej wspominałam, ale jeżeli jesteś tu nowym osobnikiem mojego malutkiego stada czytelników, to Ci wytłumaczę. Hipertermia, to zabieg polegający na sztucznym wywoływaniu gorączki. Tak jest, nie przeczytałeś się ( to taka czytelnicza wersja słowa "przesłyszałeś") gorączką się leczy. Mimo wszystko, to że raz na jakiś czas dostaniesz gorączki to nie jest zły objaw. To oznacza, że twój organizm walczy, i jest nauczony do bitwy z nieproszonymi gośćmi w naszym organizmie. Ja, wyznaję taką rację, możesz się ze mną nie zgodzić. Ja, zanim zachorowałam, chorowałam bardzo rzadko. Kto wie, czy właśnie dlatego rak mnie dopadł? Bo mój organizm nie był wytrenowany do walki? To tylko teoria, na to się mogło składać o wiele więcej innych czynników. No więc. Wracając do tej wywoływanej gorączki. Muszę się rozebrać do naga. Wiem, okropne. Okropne, że dzielę się z wami takimi szczegółami, wiem! Ale na swoim blogu jestem bardzo otwarta, więc jeżeli już jakiś czas jesteś w moim malutkim stadzie czytelników, to o tym wiesz. No więc. Stoję sobie nagusieńka. Przede mną stoi biały "leżak" z siatką. Pod nim lampy. Kładę się na tej siatce. Termometry mam tam, gdzie popadnie. Przykrywają mnie prześcieradłem, i złotkiem, czyli tzw. "folią życia" czy jakoś tak. Innymi słowy, wyglądam jak kiełbaska na grillu. Więc jestem sobie tą kiełbaską, i wtedy pielęgniarka ( zawsze bardzo miła, dają darmowe lizaki z ksylitolem, jupi!) daje mi wężyki do nosa z tlenem i wyglądam jak Hazel. Tak, jak Hazel. Teraz nazwa mojego bloga nabiera jeszcze większego sensu, nie? Chociaż sens mojej nazwy tłumaczyłam już na samiutkim początku, ale może jeszcze o tym napisze, dajcie mi znać! Właśnie, może jakieś propozycje na nowe notki? Chcecie coś więcej wiedzieć na temat moich dodatkowych zabiegów? Jak jest ze szkołą? Dieta? O tym wcześniej już wspominałam, ale to wszystko jest mega porozrzucane po kątach bloga, a ja myślę o tym by zrobić z tych wyrzucin jedną całość. Piszcie, piszcie. W komentarzach. Ok, wróćmy do kiełbaski. Leżę sobie zawinięta w tym złotku, na tych lampach. Pielęgniarka je włącza. I teraz zaczyna się zabawa. Leżę i się grzeję przez 2,5 h. Nie mogę wstawać, odkrywać się. Nic. Muszę leżeć na plecach cały czas. Jest to bardzo męczące, na początku bardzo płakałam. Najbardziej w momentach, kiedy skacze mi ciśnienie. Wtedy czuję się strasznie zdenerwowana i zestresowana, przez co boli mnie brzuch. Wyobrazcie sobie, że się bardzo zdenerwowaliście. Tak bardzo, że rozbolał was brzuch. I właśnie tak mam, tylko 10 razy gorzej. Teraz znoszę to o wiele lepiej, objęłam taktykę jak to znosić. Zabieg polega na tym, aby przez gorączkę zmusić organizm do walki. Wzmacnia działanie chemioterapii, odkwasza, wydala toksyny itd. Po prostu napędza do pracy. I przez ciepło, zabija komórki rakowe. Same plusy, warto pocierpieć. Mam tak po każdym cyklu. Ciekawe, nie? Leczyć gorączką. Jemioła działa podobnie. Przez nią wieczorami jestem zmęczona, więc m.in dlatego dosyć długo nie było notki. A jutro wyjeżdżam do szpitala, a potem wylatuję do Włoch, więc znowu zniknę.A teraz, przejdzmy do tematu, który chciałam poruszyć. Oceny. Szkoła. Nauka. Wielu z nas się bardzo tym przejmuje. Witajcie w klubie, przybijcie żółwika, bo ja też. Chociaż ostatnio trochę mniej. Bo, po co? Moje oceny są niezłe, ale to na prawdę nie pokazuje tego, co ma człowiek w głowie. Moim zdaniem, najbardziej pokazują to sytuacje kiedy dzieje się coś bardzo złego w życiu człowieka lub jego bliskiego. Wiem, że to nie ma nic do wiedzy. Mówię ogólnie o inteligencji. O dojrzałości, takiej zwykłej "życiowej" mądrości. Tak na prawdę, to kiepska sytuacja w życiu pokazuje nam, jacy na prawdę jesteśmy. To się wiąże z inteligencją, tak! Bo skąd taka osoba ma wiedzieć, jak się wtedy zachować? W szkole Ci tego nie powiedzą. Z resztą jak wielu innych rzeczy. Przez ostatnie 1,5 roku bardzo poznałam siebie, moja samoocena się trochę podbudowała. Tylko dlatego, że miałam ciężko. Plusy choroby, tak. Kiedyś zrobię o tym osobną notkę, chociaż już kiedyś o tym też pisałam, ale chcę rozwinąć temat, bo te plusy mimo wszystko doszły. Na prawdę to, że dostałaś/ dostałeś jedynkę z jakiegokolwiek przedmiotu to nie tragedia. Większość tych rzeczy i tak Ci się nie przyda. Nie namawiam do olewania szkoły, broń Cię Panie Boże. Ona jest potrzebna. Ale nie powinna być powodem twoich zmartwień. Mnie też, często się wydaje, że jestem głupia. Często gadam bezmyślnie, nie zawsze rozumiem o co chodzi. Po co marnować czas na zakuwanie? Nauka powinna być przyjemnością, nie karą. A przez nasz system szkolnictwa wszyscy to tak odbierają. Po co zakuwać całe dnie ( zakuwać, nie uczyć się, nie namawiam do olewania nauki, to nie jest dobre, namawiam tylko, by trochę zluzować) skoro w tym czasie możesz zająć się swoją pasją, hobby? To bardzo ważne, by to pielęgnować. To nauka dla przyjemności, o tak! A egzaminy gimnazjalne? Czy one pokazują naszą "mądrość"? Nie! To jak los na loterii, albo trafią z zadaniem które akurat umiesz, albo nie. Od zawsze starałam się o dobre oceny, co roku miałam czerwony pasek. I co z tego? Wątpię, czy to mi bardzo pomoże w egzaminie, tam chyba bardziej liczy się szczęście. Ja to tak odbieram. Nie ma co się tym tak aż przejmować!
Przepis!!! Oczywiście moja kochana, ukochana i uwielbiana kasza jaglana. Tym razem w jeszcze innej postaci, BUDYNIU! Dla mnie bomba, prawie niczym się nie różni od tego z paczki, a jest za tym 49857956 razy zdrowszy, heloł!
BUDYŃ CZEKOLADOWY Z KASZY JAGLANEJ:
POTRZEBUJESZ: ( 2 porcje)
- 1/3 szklanki surowej kaszy jaglanej - przed ugotowaniem należy ją porządnie wypłukać, by straciła swoją goryczkę! Najlepiej najpierw zalać wrzątkiem, a potem trzy razy opłukać zimną wodą.
- 1 szklanka mleka kokosowego - nie polecam tego w puszce, jest tam bardzo dużo chemicznych dodatków, nie chcianego przez nikogo "E" itp. Polecam kupić w internecie, w kartoniku najlepiej firmy Real Thai. Sprawdzone. A jeżeli nie chce Ci się zamawiać w internecie, dobre mleczko kokosowe w puszce jest w Rossmanie. Sprawdzone x2
- 2 łyżki agawy lub miodu
- 1 łyżka soku z cytryny
- 70 g czekolady gorzkiej
- blender ręczny w kształcie litery "S"
PRZYGOTOWANIE:
- Gdy już wypłuczesz kaszę jaglaną ( jak to zrobić masz napisane powyżej) wrzuć ją do garnka, następnie wlej 1/2 szklanki mleka kokosowego i 1/4 szklanki wody
- Gotuj pod przykryciem do momentu do momentu całkowitego wchłonięcia płynu ( mleka kokosowego) i do zmięknięcia kaszy ( zwiększa swoją objętość 3 krotnie, wygląda jak malutka wełna jak dla mnie) przez ok. 15 minut
- W tym czasie do drugiego garnka wlej 1/2 szklanki mleka kokosowego i w tym rozpuść czekoladę.
- Przełóż wszystkie składniki do osobnego garnka lub pojemnika do blendowania, dodaj agawę. Miksuj bardzo dokładnie i dosyć długo, tak by powstała idealna, budyniowa masa.
Pychotka!! Jak dla mnie, najlepiej na ciepło. Jak już wspominałam, nie będzie mnie długo, jadę jutro do Warszawy a potem lecę do Rzymu. Ale wam zrobię super notkę! Będą piękne zdjęcia, obiecuję. Pojutrze rezonans, oby był dobry. Musi być!
7 komentarze: