Dzieciństwo
Wczoraj, zostały we mnie wlane trzy butle. Artesunat, i dwie porcje witaminy C, czyli słynnego Red Bulla w kroplówce. To wręcz magiczne, jakiego powera dodaje mi ta witamina. Przed podaniem czułam się zkwaszona, brzuch mnie bolał i nie miałam humoru. Wystarczyło parę magicznych kropel, a nagle zachciało mi się wszystkiego. No, może nie wynalazłam telefonu z niewyczerpywalną baterią, tylko przypomniało mi się że od 2 lat niczego nie narysowałam. I tak przez bitą godzinę rysowałam wróżkę z winxa. Moją ulubioną, ukochaną Bloom. Całe 1-3 w podstawówce bawiłam się z koleżankami we wróżki. To było... magiczne. Jak każda chwila dzieciństwa. Uwielbiałam sobie wyobrażać, że rzucam zaklęcia, pokonuję czarodziejskie przeszkody i walczę ze złym czarnoksiężnikiem. Nawet chłopcy się z nami bawili. Ganialiśmy się po boisku, tocząc czarodziejską wojnę dobra ze złem. Brałam owe rytuały bardzo poważnie, tylko ja miałam prawo być Bloom. Posiadałam nawet dwie lalki z Winxa, Stelle i Bloom. Poodpadały im ręcę... Teraz kurzą się w pudle na szafie. Zapomniane, a kiedyś ukochane zabawki. To niesamowite jakie wspaniałe rzeczy potrafiła niegdyś zdziałać wyobraźnia. Nie raz tylko to wystarczyło. Pare kijków, zwykłe krzaki. I już się przednie bawiłam. Nie ważne z kim. Ze starszym dzieckiem, z chłopakiem, małym dzieckiem. Potrafiłam podejść do k a ż d e g o , całkowicie beztrosko.
Teraz może i nie jestem nieśmiała, ale zawsze myślę o tym czy nie gadam głupot, albo czy ta osoba mnie w ogóle słucha. Czy myśli o tym jak wyglądam? Czy ocenia? Moje młodsze lata wspominam bardziej z działki, nie z podwórka jak większość osób. Dzieciństwo to piękny okres, życie w niewiedzy i bez problemów. Wtedy zawsze znalazło się coś do roboty. W tej chwili nawet nie zawsze jest o czym rozmawiać ze znajomymi... Narysowałam swoją ukochaną wróżkę z dzieciństwa, udało mi się naszkicować dobrze jej nogi pierwszy raz w życiu! N i g d y mi się to nie udało. Tyle lat trzeba było czekać na ten jakże kolosalny postęp. Jezusku, co za melancholijny wstęp! Trochę jakbym zaczynała swoją nudna autobiografię, z serii: kiedy byłam dzieckiem... Uznałam po prostu, że każdy z nas tęskni za tymi latami, chociaż w tym okresie każdy już chciał być nastolatkiem. Wydawało mi się, że gdy będę miała 'naście', będę co chwilę z innym chłopakiem, z zabójczo piękną urodą i popularnością. Każdy wie, jakie są realia. A moje, to w ogóle odbiegają od normalności, jak na razie. Tymczasowo nie prowadzę życia typowej nastolatki, przynajmniej nie w 100%.
Drugi raz w karierze nie miałam chemii w terminie! Chyba się staczam na dno. Nie w formie Paulinka. Najzwyczajniej w świecie wlewają we mnie mega dużo, ciągle coś wymagają od mojego organizmu, i on jest już zmęczony. Nic dziwnego, ciągle na pełnych obrotach, jak maszyna. Jest to dobry mechanizm, bo wspomagany dobrym humorem, suplementacją, dietą i Red Bullami w kroplówce. Czasem trochę wytraca baterie, ale to zrozumiałe. Przeżył w końcu jakieś 16 chemii, 3 operacje ( w tym jedna z otwierniem mojej nieumięśnionej klaty piersiowej), naświetlania, autoprzeszczep... etc, etc. Lista zasług jest długa. Może jakiś malutki aplauz? Tym razem w szpitalu odwiedzili mnie wolontariusze poprzebierani za postacie z filmów. Jednym z nich był aktor którego bardzo lubię! A ja tego dnia, akurat stwierdziłam że cały dzień spędzę w pidżamie. Kiedy za każdym razem, sie przebieram. A akurat tego dnia musieli przyjść, nie? Zaprezentowałam swoją pidżamkę tłumowi. Co do aktora. Nieważne, że nie wiem jak się nazywa... Mam zdjęcie! A nawet dwa. Moja pidżama została zakamuflowana.
Wiem, że już jestem zdrowa. Po prostu czuję, że to już koniec, że chemie które biorę nie są już potrzebne. Że już swoje wycierpiałam i już nadchodzi kres walki. W grudniu się okaże. Może w końcu wyczekiwana operacja...
Na zdjęciu pyszna zupa groszkowa, ugotwana przezemnie! Urocza, wiem.
O, i ostatnio zrobiłam sobie ładne selfie, i odwaliłam taką dobrą robotę że je tu dodam, a co. Wariatka he, he.
7 komentarze: