Nowe doświadczenie
Pierwszy raz w mojej 'karierze' nie dostanę chemii w terminie. Serio, zawsze to była wina np. braku miejsca w szpitalu. Moja kariera została zachwiana przez półpaśca. I nie, to nie jest jakaś krowa co się pasie, tylko że na pół ( hehe ale śmieszne no, strasznie wiem). Tylko wstrętna choroba skóry. Nie będę opisywać, bo wygląda wstrętnie, fuj. Cwane nie boli, a trzyma mnie w domu. Na wyjazd do Warszawy się nie szykuje na razie. I tak jak zawsze odbiegam od normy, bo całą chorobe powinnam zacząć gorączką, a mi tylko jakieś bąbelki wyskoczyły. Brwi mi wypadają! Znowu kredka pójdzie w ruch, ew. Trzymały się TRZY chemie!!! To rekord. Mam mały meszek na głowie, nie pamiętam czy o tym wspominałam ale teraz trochę wyglądam jak Eminem. Tydzień temu doznałam nowego doświadczenia. Robiłam coś, czego nie robiłam nigdy wcześniej a zawsze skrycie chciałam spróbować. Poszłam na zajęcia teatralne. Czyli z serii 'Paulina szuka sobie jakichś zainsteresowań i talentu bo ma za duzo czasu i się nudzi'. Bardzo chciałabym się zapisać również na Zumbę. Ma łatwe kroki, jest rytmiczna i energiczna. Idealna dla mnie, bo na prawdę lubię tańczyć, tylko że kompletnie mi to nie wychodzi przez mój wrodzony brak wyczucia rytmu. Przez Władka nie mogę się ruszać tyle, ile bym chciała ale staram się chociaż tyle, ile mogę. Stwierdziłam że najwyżej dostanę zadyszki, ale trzeba chociaż jakieś pozory tej formy zachować. Ale halo halo, kto tu przepłynął 25 basenów?! No ja przecież. Dam radę. Tylko najpierw muszę się pozbyć nowych kumpli na mojej skórze. Wracając do kółka teatralnego. Chodzi nas tam niewielu, bo czwórka lub piątka. Pani aktorka, kazała nam zagrać podstawowe emocje. Strach, radość, złość i smutek. Ze strachem było najgorzej. Udawałam z kolegą który był ze mną w parze że jest dziadkiem kanibalem który chce mnie zjeść. Krzyknęłam jak zraniona foka kopiąc go w brzuch. Za to smutek nie tak źle mi poszedł. Zagrałam że pies mi zdechł. Próbowałam się wczuć, nie odwalić tego jak ostatnie suche drewno. Nie poszło mi tak źle, jedna dziewczyna mówiła że się popłakała. Zrobiło mi się miło, ale sama nie myślę by było aż tak dobrze! Bez przesady! Pani prowadząca zajęcia mnie pochwaliła, a mnie jak na tej drabince poczucia własnej wartości, samoocena podniosła się o jeden spróchniały szczebelek. Robiłam to pierwszy raz w życiu i byłam szczerze zdziwiona. Czasem chyba warto próbować nowych rzeczy. Trochę jak z gotowaniem. Zupy m wychodzą całkiem niezłe, gorzej z wypiekami. Moje bezcukrowe mufinki zostały wyrzucone na śmietnik, a ciasto bezglutenowe leży prawie nieruszone na blacie w kuchni. Ale czego wymagać od zdrowych słodyczy?! Ostatnio znowu odwiedziłam moją szkołę. Tym razem nie po to, by zobaczyć moją klasę. By spotkać się z wolontariuszem z fundacji Cancer Fighters. Oceniam je bardzo pozytywnie, Marek to bardzo miła osoba. Strona fundacji jest na facebooku, zajżyjcie jest tam też moje zdjęcie w bardzo okazałej pidżamce.
3 komentarze: