Heide Park
Poszłam z tatą. Moja mama nie lubi takich 'ekstremalnych' rozrywek. Dla niej zabawą jest cisza i spokój, kiedy może wyjechać na swoją ukochaną działkę i zająć się swoimi roślinami, które tyle lat pielęgnuje. Czekała z nami w kolejce a potem poszła. Na początku był luzik, Żadnego cykora, nie. Tylko jak za chwile mieliśmy wsiadać, to zaczęliśmy się bać. Mimo to usiedliśmy w pierwszym rzędzie. Tam najlepiej, bo wszystko widać a w innych jedyne co moglibyśmy pooglądać, to czyjeś plecy. Zabawa polega na tym, że się wjeżdża najpierw pod górę. Potem przez parę sekund 'wisi się' tak jakby na krawędzi i nagle z wielką prędkością, praktycznie pionowo, wjeżdża się w paszczę potwora. Wyjazd też jest widowiskowy, ponieważ kolejka wjeżdża w wodę. Nie powiem wam, jak jest w środku Krakena bo zamknęłam na chwile oczy haha. Fajne przeżycie bo masz wrażenie że spadasz. A dokładnie w paszczę potwora. Krzyczałam, bałam się ale to było najfajniejsze! Uwielbiam się bać, ale w takim pozytywnym znaczeniu oczywiście.
Wybraliśmy się również na inne równie ekscytujące kolejki. Jedną, i to bardzo szybką o dziwo wybrała moja mama. Tak! Ta co nie lubi mocnych wrażeń tylko jest zakochana w swoim ogródku! Na prawdę. Nikt jej nie zmuszał, przysięgam. Była umowa że teraz ona wybiera. No to upatrzyła sobie kolejke górską, uznając że 'chyba nie jest taka szybka'. Chodź wcześniej byliśmy na takiej mini kolejce, prawie że dla dzieci. I co? Nie była szybka, taka sobie. Nawet małe dzieci w niej siedziały. Ale one nie krzyczały. A moja mama tak.
A gdy wyszła, miała na twarzy pełno łez. Tak się bała. Powiedziała że takie rzeczy nie są dla niej i że myślała że jest w piekle. Poszliśmy też na Colosa. To najwyższa kolejka górska w Europie. Zbudowana w większości z drewna.
Na niego w kolejce czekaliśmy też ok. 1,5 h. Fajne widoki, chodź za bardzo nie zwracałam na nie uwagi bo szczerze mówiąc cykałam się trochę. I tak była wolniejsza od tej poprzedniej. Byliśmy tam prawie od samego otwarcia, a i tak na większość atrakcji nie zdążyliśmy pójść. Niektóre kolejki zamykali nawet trochę przed czasem. Z heide parku wróciliśmy z powrotem do Polski. Na miejscu byliśmy ok. 2.00 w nocy.
Znalazłam następny powód by zamieszkać w Niemczech. Nie, niekoniecznie Heide Park. Tam podawanie witaminy C przy chemioterapii to standard. I wiecie co? Dzięki temu n i e w y p a d a j ą włosy. Rzadko kiedy. A w Polsce jest zakazana, bo to jeden wielki biznes. Kupiliśmy w Hannoverze witamine C. Oczywiście nie będzie podawana przy chemii. Bo już widzę jak moi rodzice uprzejmie pytają, czy mogą mi ją podłączyć, a pani profesor uprzejmie nam pozwala. Jak już wcześniej wspomniałam, polscy lekarze twierdzą że witaminy C, ani żadnych innych witamin, nie można podawać, bo niby wejdą w reakcję z chemią. Co jest oczywiście gówno prawdą. Rodzice sami na własną rękę będą mi ją podawać, ale po cyklu chemioterapii. Mam małą nadzieję, że dzięki temu włosy mi zaczną odrastać, brwi i rzęsy też. Już teraz mam mały meszek na głowie, brwi są już prawie widoczne a rzęsy też o sobie już przypominają. Ale nawet mnie to za bardzo nie cieszy bo po chemii i tak wypadają... Ale jest nadzieja w tej witaminie C. Chodź wolę się nie nakręcać, bo potem tylko się rozczaruję.
Mam nadzieję że notka była ok, liczę na komentarze bo one motywują! Serio. Uwielbiam pisać a jeszcze bardziej gdy ktoś to docenia i czyta. Nie wiem kiedy dodam następną, ponieważ już w niedzielę wyjeżdżam na nastepną chemię, i to w innym szpitalu.
2 komentarze: